Gdyby Przygoda miała imię, nazwano by ją Indiana Jones!

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce... Słowa te kojarzy każdy, nawet ten, kto nigdy nie oglądał żadnego z epizodów "Gwiezdnych Wojen" stworzonych przez George'a Lucasa. Jednak nie każdy wie,
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce... Słowa te kojarzy każdy, nawet ten, kto nigdy nie oglądał żadnego z epizodów "Gwiezdnych Wojen" stworzonych przez George'a Lucasa. Jednak nie każdy wie, że ten niepozornie wyglądający człowiek stworzył również najsłynniejszego na świecie archeologa – Indianę Jonesa. Autorstwo postaci Profesora Henry'ego Waltona Jonesa Juniora jest pozornie przypisywane reżyserowi trylogii - Stevenowi Spielbergowi. Jest on bohaterem trzech filmów: "Poszukiwaczy Zaginionej Arki", "Świątyni Zagłady" oraz "Ostatniej Krucjaty". Dzisiaj powraca po niespełna dwóch dekadach nieobecności byśmy mogli razem z nim wyruszyć na poszukiwanie zaginionego "Królestwa Kryształowej Czaszki". Film zaczyna się podobnie jak poprzednie części: od płynnego przejścia loga wytwórni Paramount Pictures na widok góry, a dokładniej kopca (dzięki Bogu nie użyto obecnej w zwiastunach, animowanej komputerowo czołówki, z przejściem na w stu procentach dokładną kształtem podobiznę góry Paramount narysowanej na mapie). Ciekawostką jest, że wykorzystano tu starą, obecną w latach osiemdziesiątych planszę z logiem owej wytwórni, co podkreślało założenie twórców, by nakręcić film w starym stylu. Pierwszą sceną jest ukazanie sielankowego życia młodzieży lat pięćdziesiątych (nawiązanie do "American Graffiti" Georga Lucasa). Wprowadza nas to w podróż wojskowego konwoju do tajnej bazy wojskowej w stanie Nevada – Strefy 51. Na miejscu okazuje się, że owa jednostka została przejęta przez rosyjskich żołnierzy. Tutaj pierwszy raz pojawia się „nasz” Indiana. Jest on wywleczony z bagażnika jednego z samochodów i brutalnie zmuszony przez Rosjan do odszukania skrzyni ze zwłokami Obcego, którego statek rozbił się w Roswell w 1947 roku. Nasz bohater to dokładnie ta sama postać, którą znamy z poprzednich odsłon cyklu. Jest on opanowany, sprytny, przebiegły i wykorzystuje każdą sytuację by wymknąć się przeciwnikom. Od razu pojawia się ze swoim ukochanym kapeluszem, a później znajduje także bicz. Odtwórca jego postaci – Harrison Ford, mimo starszego wieku (65 lat) radzi sobie znakomicie! Śmiem stwierdzić, że Indy jest jak wino – im starszy tym lepszy. Scena kończy się wspaniale zrealizowanym pościgiem, w którym Ford przekonał nas, że to ten sam stary, dobry Indiana. Liczne grymasy przypominają nam jego heroizm z poprzednich części. Po ucieczce Indiany, fabuła przenosi się na znany nam Uniwersytet, gdzie prowadzi on swoje wykłady. Jest to scena łudząco podobna do tej z pierwszej części, gdzie nawet następujące po sobie ujęcia plenerów i sali są identyczne. Wkrótce pojawia się Shia LaBeouf w roli Mutta Williamsa i wplątuje Indianę w poszukiwanie ich dawnego przyjaciela – Profesora Oxleya, który rzekomo odnalazł tytułową Kryształową Czaszkę. W filmie akcji jest po prostu multum. Liczne pościgi i pojedynki nie pozwalają się nudzić ani na moment. Niestety zabrakło miejsca na dłuższe momenty wytchnienia, w których znajdowałby się dialog konstruujący fabułę. Kwestie wypowiadane w chwili przejścia z punktu A do B niestety nie wystarczają. Jak już wspomniałem, Harrison Ford wypada w filmie rewelacyjnie. Jest on tylko troszkę bardziej rozsądny, ale nadal potrafi nas rozśmieszyć i nieźle skopać komuś tyłek! Drugą ważną postacią jest Mutt Williams – chłopak będący zupełnym przeciwieństwem Jonesa, który olał szkołę i postanowił żyć z naprawy motocykli. Jest to bardzo barwna i zabawna postać – szczególnie gdy wyjmuje z kieszeni grzebień i poprawia swoją charakterystyczną fryzurę. Shia LaBeouf wypada w tej roli bardzo dobrze, jest zadziorny i buntowniczy tak jak niegdyś Indiana. Nawet scena, gdy Mutt prawie się rozpłakał, wygląda bardzo przekonująco, a nie śmiesznie (przypominając sobie o fryzurze jego postaci). Także podczas scen akcji jest wiarygodny (do których pewnie już przywykł podczas realizacji "Transformers" i "Niepokoju") oraz podczas relacji z Harrisonem Fordem w scenach dialogowych. Sceny te obfitują w dużą dawkę humoru. Rewelacyjnie wypadają również pozostali aktorzy. Spielberg ma wielki talent w wybieraniu aktorów. Cate Blanchett w roli przebiegłej Iriny Spalko wygląda zabójczo pięknie i przekonująco, a Ray Winstone w roli Maca potrafi tak zmieszać widza, że ten nie wie, czy jest on wrogiem, czy przyjacielem. Należy jeszcze wspomnieć Johna Hurta w roli zwariowanego profesora Oxleya, który rozśmiesza nas w każdej scenie, ale jednocześnie nie wykluczając intelektu granej przez niego postaci. Wspaniałym motywem jest powrót Marion Ravenwood – to dokładnie ta sama zadziorna dziewczyna, którą pamiętamy z "Poszukiwaczy" – nawet gdy ją zakneblować zachowuje się tak samo. Od strony technicznej, na uwagę zasługują przede wszystkim mistrzowskie zdjęcia naszego rodaka – Janusza Kamińskiego. Obraz ma niezwykłą głębię, a same ujęcia są moim zdaniem o wiele lepsze od zdjęć Douglasa Slocombe z poprzednich części Indiany Jonesa. "Królestwo Kryształowej Czaszki" jest też wielkim powrotem muzyki Johna Williamsa. Jest to pierwszy (oprócz nowych "Gwiezdnych Wojen") film, gdzie jego kompozycję są pełne ogromu i rozmachu (ostatnim był bodajże "Park Jurajski"). Nowy motyw muzyczny dotyczy oczywiście postaci Mutta Williamsa. Jest on pełen ironii i humoru, ale jednocześnie zawiera w sobie akcję i zapał granej przez LaBeoufa postaci. Pozostałe, nowe utwory skomponowane do filmu też są znakomite, ale nie wpadają tak w ucho jak wyżej wymieniony. W filmie pojawia się również motyw Arki Przymierza, a także Świętego Graala w scenie wspomnienia ojca głównego bohatera. Powrót Indiany Jonesa był ogromnym wyzwaniem. Lucas i Spielberg musieli się nieźle nagłowić, by ukazać naszego bohatera w niezmiennej formie, ale jednocześnie pamiętając o wieku odtwórcy głównej roli. Również jeśli chodzi o realizację, trzeba było zachować klimat poprzednich filmów. Film był kręcony przy użyciu zwykłej kamery, a nie jak namawiał Lucas – cyfrowej (którą kręcił "Atak Klonów" i "Zemstę Sithów"). Także sceny akcji były w większości kręcone przy użyciu kaskaderów, a nie efektów specjalnych. Mam tu na myśli prawdziwych aktorów nakręconych na planie – ewentualnie w (Blue Boxie), a nie ludzi animowanych komputerowo, co zwiększa realizm, a jednocześnie dodaje powiew nowoczesności, by zachwycić współczesnego widza. Oczywiście wspomniane efekty specjalne stoją na najwyższym poziomie. Są one autorstwa Industrial Light & Magic – NAJLEPSZEJ na świecie wytwórni efektów specjalnych założonej przez George'a Lucasa na potrzeby "Gwiezdnych Wojen". Ujęć z efektami specjalnymi jest w filmie bardzo dużo, ale należy pamiętać, że w poprzednich częściach też ich było sporo, tylko że tym razem uruchomiono grafikę komputerową a nie miniatury, animatroniczne modele czy chociażby obrazy matte painting. Fani Indiany Jonesa bez problemu odnajdą mnóstwo nawiązań do poprzednich filmów. Mamy tu wspomnienie ojca Indiany, węże, Arkę Przymierza, charakterystyczne ujęcia z cieniem Indiany, charakterystyczne mapy i wielki hołd dla postaci Marcusa Brody'ego (w jednej ze scen pomnik Marcusa zostaje pozbawiony głowy - od razu przypomniała mi się kwestia "biedny Marcus" z "Ostatniej Krucjaty"). Podobnie jak w poprzednich częściach mamy także scenę z jakimiś obleśnymi stworzeniami. Po wężach, robakach i szczurach, nadszedł czas na tysiące zabójczych mrówek piaskowych. Mamy w filmie nawet wykorzystany słynny "krzyk Wilhelma" – charakterystyczny, męski krzyk wykorzystany w setkach filmów, między innymi w każdej części "Indiany Jonesa" i "Gwiezdnych Wojen". Nie mogło również zabraknąć walki z wielkim mięśniakiem. Niestety w tym filmie nie zagrał Pat Roach, ponieważ zmarł w 2004 roku (w każdej z poprzednich części grał on inną postać). Kolejnym rozczarowaniem jest brak tego jedynego, wyjątkowego zbliżenia twarzy Harrisona Forda, które było w poprzednich częściach (na przykład gdy Indiana zobaczył przepaść lub setkę strażników Bogini Kahli, biegnących w jego stronę w "Świątyni Zagłady"). Kolejnym zapomnianym elementem jest satyryczna scenka z pistoletem głównego bohatera. W pierwszej części mieliśmy scenę, jak po prostu zastrzelił wymachującego wielkim mieczem wojownika; w drugiej bardzo podobną, lecz gdy sięgnął do kabury, nie było w niej broni; a w "Ostatniej Krucjacie" jednym strzałem zastrzelił pięciu nazistów, na co zareagował tylko ironicznym spojrzeniem. Mimo owych braków jest jeden bardzo fajny (i dobrze zauważalny) polski akcent: podczas pościgu agentów KGB za Indianą i Muttem, padają słowa w języku polskim: "Za nim! Sukinsyn!". Za sukcesem kolejnego Indiany Jonesa stoi ekipa jedyna w swoim rodzaju. Oprócz stojących na szczycie George'a Lucasa i Stevena Spielberga oraz scenarzysty Davida Kopa i aktorów, jest jeszcze rzesza ludzi, którzy przywrócili postać słynnego archeologa w pełnej chwale. Mam na myśli wyżej wspomnianych Johna Williamsa i Janusza Kamińskiego, a także Spielberowskiego montażystę Michaela Kahna − człowieka, który zmontuje wszystko; odpowiedzialnego za dźwięk Bena Burtta oraz producentów: Franka Marshalla i Kathleen Kennedy. "Królestwo Kryształowej Czaszki" jako oddzielny film jest bardzo dobry, ale w porównaniu do trylogii – najgorszy. Po prostu moje oczekiwania były zbyt wysokie. Afera z różnymi wersjami pierwszego zwiastuna i coraz to nowsze zdjęcia podsycały mój apetyt. Dla mnie "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" to nie tylko film, ale również relikt jedyny w swoim rodzaju. To film, który przywrócił mi masę pięknych wspomnień, gdy jako mały chłopiec pierwszy raz obejrzałem "Poszukiwaczy zaginionej Arki". Po seansie poczułem ogromny niedosyt, ale i tak jestem gotów wyruszyć z Indym na kolejną przygodę i już nie mogę się doczekać kontynuacji, która, mam nadzieję, powstanie.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Już nie trylogią, ale - jak niektórzy próbują nazywać - tetralogią jest opowieść o słynnym archeologu -... czytaj więcej
O czwartej części przygód najbardziej rozpoznawalnego doktora archeologii wiele opinii usłyszałem i... czytaj więcej
Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że wykreowany przez George'a Lucasa dr Henry Walton Jones Jr jest istną... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones