Indiana Jones powraca!

Muszę przyznać, że kiedy trzymałem bilet na seans w swojej drżącej dłoni, nękały mnie wątpliwości. Otóż obawiałem się, że po klapie kolejnych Bondów, czy chociażby „nowych” Gwiezdnych Wojen,
Muszę przyznać, że kiedy trzymałem bilet na seans w swojej drżącej dłoni, nękały mnie wątpliwości. Otóż obawiałem się, że po klapie kolejnych Bondów, czy chociażby „nowych” Gwiezdnych Wojen, kolejny film z serii o doktorze Jonesie może, podobnie jak one, wypaczyć konwencje gatunku serwując nam kolejny klon Matrixa. Zakładałem dwa ponure scenariusze; film mógł być zbyt „przystosowany” do panujących obecnie tendencji w kinie akcji, co zważywszy na wpływ, jaki na nie wywarły przygody Indyego, spowodowałoby, że nawiązywałby on do zniekształconych trendów, pierwotnie wylansowanych właśnie przez niego, co m.in. spotkało wyżej wymienione „nowe” Gwiezdne Wojny, moja obawa była tym bardziej potwierdzona zważywszy na to, że w realizacje obu dzieł zamieszany był George Lucas. Drugim scenariuszem, którego tak bardzo się obawiałem było (w przeciwieństwie do pierwszej mojej obawy) zbytnie zamknięcie się w wytartych konwencjach i wypuszczenie kopii któregoś z wcześniejszych filmów. Na szczęście moje opory, choć uzasadnione, nie potwierdziły się. Nowy Indiana Jones w pełni odpowiada klimatem swoim poprzednim częściom, a co więcej uzupełnia je, dzięki czemu seria staje się jedną spójną całością. Nie oszukujmy się, latka lecą, mamy już rok 1957. Niebezpieczeństwo ze strony postępującego nazizmu przeszło do historii, ustępując miejsca nowej, komunistycznej ideologii. Wróg wolnego świata przestał nosić eleganckie, szarobure mundury, Centralna Agencja Wywiadowcza wszędzie widzi „czerwonych”, a ludzie dysponują swoim zaufaniem ze znacznie większą rezerwą. Sam Henry nie jest już taki młody jak kiedyś. Właściwie stoi już u progu starości, zaczyna rozpamiętywać przeszłość, a studenci (i studentki) powoli zaczynają przysypiać na jego wykładach. Te wszystkie elementy tworzą pewien ponury, melancholijny nastrój, z którego wyłania się zagadka tytułowego artefaktu. Przy czym oczywiście nie mamy do czynienia z dramatem, czy zwykłą historią o rozpamiętywającym przeszłość „dziadzie” gdyż akcja, podobnie jak we wszystkich pozostałych częściach, jest wartka i nie pozwala widzowi zasnąć, a fakt wprowadzenia takiego elementu tylko dodaje jej uroku, tworząc coś naprawdę niezwykłego. Podsumowując. Nowy Indy jest na pewno najlepszą produkcją tego typu w ostatnim czasie. Odnoszę wrażenie, że jako jedyny z (jakże ostatnio popularnych) kontynuatorów klasycznych serii filmowych w ten sposób potrafił połączyć ze sobą elementy pierwotnej konwencji jednocześnie ich nie powtarzając, czy wypaczając.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Już nie trylogią, ale - jak niektórzy próbują nazywać - tetralogią jest opowieść o słynnym archeologu -... czytaj więcej
O czwartej części przygód najbardziej rozpoznawalnego doktora archeologii wiele opinii usłyszałem i... czytaj więcej
Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że wykreowany przez George'a Lucasa dr Henry Walton Jones Jr jest istną... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones